Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/505

Ta strona została uwierzytelniona.

ciwi. Im się o tém bardziéj przekonywała, tém mocniéj ją korciało naprowadzić ich na dobrą drogę.
Wesoło i gadatliwie przyjęła Godziembę, a chcąc go związać koniecznie, skłamała — mówiąc, że pani generałowa kazała mu się z sobą widzieć koniecznie. Nie dając czasu do rozmysłu, oblała go wodą pachnącą dla bezpieczeństwa i kazała iść za sobą.
Śmiało wkroczyła z nim do gabinetu generałowéj, która na widok wchodzącego o mało nie zemdlała ze strachu. Podniosła się jednak z uśmiechem bolesnym na ustach. Francuzka bardzo żywo zagaiła sprawę, iż wolą jest pana generała, aby JMPan Godziemba służył jéj za lektora i sekretarza. To powiedziawszy, zakręciła się Dumont i niby czegoś zapomniawszy, wyszła.
Pierwszy niemal raz w życiu znaleźli się tak sam na sam.
Generałowa zmuszoną była oprzeć się na stoliku, aby nie upaść; Godziemba drżał jak liść — słów zabrakło obojgu... Aż pan Tadeusz się nakoniec ośmielił i począł za tę łaskę pani dziękować. Splątał się, zmięszał, nie wiedział co mówić i sam nie pojmując jak, znalazł się u podanéj sobie ręki bialuchnéj, wychudzonéj, drżącéj, którą gorącemi całował usty.
Generałowa zakryła sobie oczy.
— Wracaj więc pan — rzekła — proszę... będę na pana oczekiwała... i modliła się na jego intencyę.