Nowe nastąpiło ręki pocałowanie.
Dumont schylona patrzała przez dziurkę od klucza.
Godziemba zaczął opowiadać o swych krewnych, o potrzebie ich odprowadzenia, o litości jaką miał nad nimi. Kilku słowy przerwała generałowa bardzo i coraz bardziéj pomieszana. Nareszcie dała na drogę przyszłemu sekretarzowi różaniec, aby się na nim modlił i jeszcze raz rękę do pocałowania. Godziemba tak oszalał, że przyklęknął. Generałowa zasłoniła sobie oczy. Skończyło się na tém, że mu nad głową zrobiła krzyżyk prosząc, aby się szanował... Godziemba kierował się ku drzwiom, błądząc jak pijany, gdy Francuzka weszła napowrót.
Zobaczywszy niemal osłabłą wychowanicę, musiała już zostać przy niéj... Wprawdzie trochę się więcéj spodziewała po tém spotkaniu, lecz — nie była téż z niego niezadowolona. Krok jakiś naprzód był uczyniony.
Nie wiedziała poczciwa Dumont, że kawaler poszedł z różańcem do kościoła i klęczał tam płacząc łzami gorącemi pół godziny, i że generałowa za słabość, jaką okazała, naznaczyła sobie post i pacierze...
Niemniéj jednak na szyję się rzuciła Francuzce i darowała jéj tego dnia piękny łańcuch złoty... Dumont była uszczęśliwiona ze swego trafnego postępowania.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/506
Ta strona została uwierzytelniona.