Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/510

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeciego dnia potém starzy oboje, uroczyście wezwawszy pana Tadeusza, oświadczyli mu, iż cały majątek na niego dymittują; a żeby mu do ożenku nie zawadzali, sami się nawet ze dworu do blizkiéj oficyny wynieść chcieli. Popłakali się wszyscy. Tadeusz im do nóg padł dziękując, ale stanęło na tém, że chciał na ich łaskę zasłużyć, że musiał do Warszawy wracać, do nich zaś miał dojeżdżać, mieszkać czasami.
Nie śmieli mu gwałtu zadawać, ale stary sprowadził nie zwlekając regenta i akt donacyjny razem z żoną, dożywocie sobie zapewniając (przy czém obstał młody) sporządził. Jejmość, choć się jéj serce krajało na córki wspomnienie, obrachowała snadź, że możeby młodego dziewczyna za serce chwyciwszy — wstrzymała. Sekretnie więc najprzód w odwiedziny zaproszono pana Twardowskiego z córkami... A było ich dwie, pięknéj urody i wychowania. Potém do Twardowskich Tadeusza zawieźli, gdzie ich przyjmowano bardzo gościnnie. — Starszéj panience imię było (nowomodne) Elwira, mówiła po francuzku i grała na klawikordzie. Lecz tak wysoko się ze swą edukacyą, rodem i posagiem nosiła, iż śmielszy od Tadeusza byłby się jéj nastraszył. Panicz się jéj pono podobał, był dla niéj bardzo grzecznym, lecz gdy go potém Godziemba stary badał, przyznał mu się, że gdyby kiedy żenić się miał, szukałby skromniejszéj niewiasty. Przyznali starzy oboje, iż miał słuszność. Panna była