Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/523

Ta strona została uwierzytelniona.

sunąć się nieco do pani, i podać jéj rękę raz jeszcze... Wcale się nie troszcząc o wejrzenia i świadków, zwróciła się ona ku niemu z powitaniem, w którém radość szczerą znać było... Wtém starosta szczerzecki zostawiony sam sobie i trochę tém dotknięty, odebrał Sołłohuba i na chwilę generała samego przy żonie jego zostawił.
Miała czas szepnąć tylko:
— Nieznośne natręty! ale przyjdźże jutro do mnie!...
— Piękna kuzynko — odparł Brühl — nie potrzebowałem ani zaproszenia, ani przypomnienia. Jeślim z Drezna tu w paszczę moich nieprzyjaciół dostać się tak pospieszał, wierz mi pani, twe oczy więcéj niż polityka do tego się przyczyniły...
— Bardzom za to moim oczom wdzięczna! — cicho szepnęła Sołłohubowa — lecz tyle tylko powiedzieć sobie mogli, bo pani Mniszchowa z powagą starszéj siostry wabiła go już do siebie. Cześnik jéj nie starczył, Alojzemu wierzyła więcéj i lepiéj z nim sympatyzowała. Zmieniło się więc o tyle, że młodszy Brühl przysiadł się do Sołłohubowej, a starszy do siostry.
W chwilę potém podano wieczerzę i towarzystwo przeniosło się do jadalnéj sali, a u stołu już mowa tylko była o tych rzeczach, o których i przy służbie i na ulicy bodaj mówić można. Kurfirstowa, którą zwano imieniem jakie jéj nadała akademia pasterzy arkadyjskich — Ermelindy, osoby