Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/539

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby Szymanowski się tu jeszcze zjawił — rzekł Żudra — toby mi przypomniało się spotkanie przeszłoroczne w téj izbie.
— Czyście się aspanowie potém rozprawiali? bo nie wiem — mówił Laskowski — a mam was w podejrzeniu.
— A jakże — odparł Żudra — musieliśmy nazajutrz za wolą królewską, trochę się pociupać. Nie stało się nic strasznego, jam Szymanowskiemu kontusz przedziurawił, on mnie czapkę — krawcy na tém zyskali.
Machnął ręką.
— Teraz po zerwaniu sejmu, na nowém wójtowstwie gospodarując, wątpię, by miał czas i ochotę do Warszawy. Zmieniły się téż okoliczności... Nieboszczyka Brühla nie stało, wójtowstw nie ma dawać komu, ani dukatów — po co do Warszawy jechać?
Zmilczeli wszyscy.
— Jeszczem się nigdy tak nie uznoił, jak na tym sejmie — mówił Żudra. — Łaska boża, iż płuca wytrzymały nogi i żołądek. Com się nakrzyczał, co nalatał, a com wypić musiał, dziś mi się bajeczném wydaje... Zerwali sejm, prawda, aleśmy się im nie dali.
— A oni wam — dodał Zagłoba powoli. — Nie można powiedzieć, przykładnie obie strony się znajdowały... obroniły swój honor, choć honor kraju djabli wzięli.