Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/543

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy przechodnie i przejeżdżający postawali, aby się temu przysłuchać... Głosy się szeroko rozlegały.
— Rozsiekać tego niemieckiego sługę! rozsiekać!
— Cóż to ulica nie wszystkim wolna? — wołał głos drugi...
— Czemu z drogi nie ustępujesz?
— A wy dla czego macie tu prym trzymać?...
— Znamy cię kawalerze!
Hałasowano tak, aż i szczęk szabli dał się słyszeć i na raz umilkło — snadź się wzięli do rzeczy.
Laskowski, choć nierad był mieszać się do spraw cudzych i wdawać w burdy uliczne, poczuł w sobie krew szlachecką, szabelka mu zaświerzbiała, sam nie wiedział jak jéj dobył, i z Zagłobą razem polecieli na odsiecz...
Nim dobiegli, już się tu na dobre rozprawa zaczęła... Mężczyzna na koniu siedzący, do muru przyparty, bardzo raźno krzyżową sztuką odbijał się jak mógł trzem razem następującym nań także konnym ichmościom, którzy oskoczywszy naciskali. Na ten hałas powybiegali ludzie ze światłem z bliskich domów, ale się tylko przypatrywali nie mieszając do niczego...
Młody człowiek, którego napadnięto, bronił się bardzo dzielnie, jednego już płatnął po uchu tak, że zalawszy się krwią ustąpić musiał... i chustą sobie, klnąc i łając, ranę naciskał; dwaj drudzy