téj mimiki, ażeby biedną i chorą panię generałową przerazić... Stanęła nad przyjaciółką nie śmiejąc nawet pytać, co się tam stało? i drżąc wcześnie na wiadomość, którą otrzymać miała. Dumont płakała i za serce się trzymała, nierychło zdobywszy się na głos słaby, którym oznajmiła o nieszczęściu okropném, nie mówiąc czém ono było...
Nieroztropna Francuzka zaczęła od zaklęć, aby się hrabina starała panować nad sobą, aby nie dała żalowi wziąć góry...
W ten sposób przygotowując hrabinę, któréj wszelkie, najstraszniejsze ewentualności przez ten czas przechodziły przez głowę, o mało jéj o omdlenie nie przyprawiła. W ostatku na ucho jéj powiedziała dopiero, że Godziembę silnie rannego przywiózł hrabia do domu...
— Zabity? — spytała z energią rozpaczliwą Brühlowa.
— Ale nie... ranny... w rękę i głowę...
Po chwili namysłu hrabina nie słuchając już Dumont, otworzyła drzwi i wprost poszła do męża zapytać, co się stało? Był to krok wprawdzie dający do myślenia, ale Godziemba był jéj sekretarzem od niejakiego czasu... miała prawo się nim interesować.
Blada i drżąca zapukała do gabinetu, siląc się aby okazać chłodną... Brühl wyszedł sam do drzwi.
Zmieszana trochę hrabina, oświadczyła mu, że Dumont jéj przyniosła wiadomość o Godziembie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/546
Ta strona została uwierzytelniona.