Ta strona została uwierzytelniona.
V.
U starościny M... którą nazwiemy nadawaném jéj powszechnie imieniem Dydony (z powodu, że wkrótce po ożenieniu, mąż ją opuścił dla jakichś niedających się wyjaśnić powodów) — jednego wieczoru majowego 1764 r. zgromadzone było towarzystwo liczne, ożywione i nieustannie się zmieniające. Wchodzili jedni, wychodzili pospiesznie drudzy, szeptano po kątach, wyglądano oknami, każdy ruch w ulicy elektryzował przytomnych i wywabiał ich do spozierania, co się na mieście działo. Miasto też było w jakimś stanie poruszenia niezwyczajnego, napływowego, bo i panowie mieszczanie warszawscy przypatrywali się przechodzącym i przejeżdżającym tłumom, jakby obcym im i nieznanym.