Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/574

Ta strona została uwierzytelniona.

I palcem wskazał kobiet grono... Wtem szmer się stał u drzwi, które się żywo otwarły, a ku nim jak fala morza posunął się cały orszak niewieści, czarodziejską pociągnięty siłą... Oczy się wszystkich pań zwróciły w jedną stronę... widać było rączek drganie, i po ustach przeleciały uśmiechy wyzywające... Białe paluszki szybko poczęły poprawiać coś we włosach, na sukniach, co wcale naprawy nie potrzebowało...
W téj chwili dwóch panów, dwóch młodych adonisów szybkim krokiem na salon wchodziło, obaj ubrani starannie, oba w kwiecie i sile wieku. Pierwszy z nich ze śliczną twarzą i czarnemi oczyma, był mniejszy, zręczny, pełen zalotnego wdzięku, drugi przechodzący go może urodą i postawą, silny, barczysty, z żołnierskim wyrazem zuchwałym na męzkiém obliczu.
Był to pan stolnik i kasztelanic bracławski jego przyjaciel serdeczny, oba na krótko, na moment odrywający się od spraw nieskończenie ważniejszych, wigilii elekcyi, dla spojrzenia na te panie... dla nabrania z ich oczu siły i odwagi na jutro... Każda z tych pań cisnęła się naprzód, aby wejrzenie stolnika pochwycić... po czołach jednych powlokły się chmury, drugie słonecznym oblały się blaskiem... Spojrzał! uśmiechnął się... mrugnął... uszczęśliwił...
Na twarzy gospodyni domu pałała radość... podała mu rękę, dla niéj przyszedł... Była tak