— Co przeznaczone to nigdy nie minie... — mówił wąsaty szlachcic do słuchających go z rewerencyą i przejęciem, podpitych już nieco poczciwych Mazurów. — Całemu to światu wiadomo, że sławny Włoch wróżbita jeszcze mu w kolebce przepowiedział, iż koronę nosić będzie. Matka o tém jedna wiedziała, i ziściło się... Habemus regem! Wiwat!
— Byle już nie Sas, nie szołdra; a Piast, a swój — to i dobrze i zgoda... Pacyfikacya nastąpi ogolna... podamy sobie ręce. Wiwat!
— Mówią że ekonomczuk? Co mi tam!
— Łgą, — rzekł drugi. — Poniatowscy z familii włoskiéj Torricellich pochodzą... ród książęcy...
— Dosyć na niego spojrzeć, — przerwał inny, pan całą gębą... postawa królewska, czoło i rozum do korony... a ci, co go słyszeli, odchwalić się nie mogą miodopłynnéj wymowy... Chryzostomus drugi. Dziesięciu językami mówi...
Z drugiéj strony krzyczano zapalczywiéj jeszcze: Wiwat! a z pośrodka hałasu, słychać było tylko rzuconą wątpliwość:
— Kto funduje?
Zagłuszono interpellanta. Uszczęśliwienie było powszechne.
W kąciku na ucho, ostrożniejsi a świeżo nawróceni szeptali:
— Jako żywo nie poddał się książę Radziwiłł, z wojskiem i skarbami wszedł pod opiekę Austryaka.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/587
Ta strona została uwierzytelniona.