nego, chce ażeby o niéj nie wiedziano. Jadę więc dziś, zaraz... potajemnie... Ruch jest w Warszawie wielki, szlachta tłumami ją opuszcza — wymknę się niespostrzeżony. Ty naturalnie zostajesz tu i będziesz mówił, żem chory.
Godziemba głową potrząsł.
— Mów, rzekł spoglądając na niego Brühl — widzę, że ci się myśl moja nie podoba.
— Bo, chyba gdybyś hrabia był śmiertelnie chory, przystęp do niego mógłby być wzbronionym. Inaczéj naprze się ktoś widzieć go i fałsz się wyda.
— Więc? — zapytał Brühl.
— Więc mogłeś hrabia wyjechać do Drezna, dokąd go sprawy majątkowe powołały.
— Tak, to może być lepiéj — idźże o téj zmianie oznajmić mojéj żonie, aby parol wiedziała, a sam wracaj i pomóż mi do podróży.
Godziemba wyszedł posłuszny rozkazowi i udał się do hrabiny.
Jak zawsze ilekroć się z nim spotykała pani Brühlowa czerwieniła się jak młodziuchna dzieweczka ogarniał ją strach, mięszała się, szczególniéj gdy ją pan sekretarz samą zastawał. Przyjęła go strwożona, i odbiegłszy od poczętego listu, wysłuchała co jéj miał do powiedzenia. Hrabia polecił mu przestrzedz żonę, aby o celu podróży nie zwierzała się łatwo paplającéj Francuzce.
Spełniwszy rozkaz Godziemba, któremu wzrok hrabiny towarzyszył do progu, wybiegł nie śmiejąc
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/592
Ta strona została uwierzytelniona.