Brühla, który nie wiedział co począć z sobą, tłómaczyła poniekąd spazmy...
Nie podnosząc chustki z twarzy, wojewodzina zięciowi dawała znaki jakieś i niedosłyszanym głosem wołała:
— Proszę wychodzić! proszę iść!
Terlecka téż wreszcie powtórzyła głośniéj wolę pani, i Brühl zmieszany, smutny, upokorzony niemal... nierychło odzyskawszy zwykły spokój ducha, oddalił się wracając na pokoje...
W godzinę dopiero za nim przybyła wejewodzina uspokojona, ale podejrzliwém okiem mierząca zięcia, i zbliżywszy się doń szepnęła:
— Proszę, żeby już o tém mowy nie było...
Podała mu rękę do pocałowania, i scena dziwna skończyła się na tém, a Brühl nazajutrz w towarzystwie starosty Zawideckiego, dragonów wojewody, sześciu dworzan i odpowiedniéj liczby furgonów, konno na Węgry wyruszył, szukać księcia Radziwiłła...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/603
Ta strona została uwierzytelniona.