Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/618

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kazano mi przynieść odpowiedź i opisać jak to waćpan przyjąłeś.
Rozśmiała się stara i nie słuchając Godziemby, poczęła paplać:
— Zaraz nazajutrz wezwała kapucyna i musiała mu się wyspowiadać ze wszystkiego... a to skutek jego rady! Oto waćpan masz! bo jesteś niezgrabny i niezgrabny... niezgrabny więcéj nie powiem.
O mało jeszcze i ja przez niego nie zostałam skompromitowana, ale...
Tu zamilkła i dodała:
— No, co mam jéj powiedzieć? — mów!
— Że się naturalnie, jakkolwiek surowemu wyrokowi poddaję.
Wysłuchawszy Francuzka, poczęła jakby sama do siebie:
— Słowo daję najuroczystsze, że w tym kraju, nikomu już nigdy ani radą przyjacielską, ani żadną pomocą służyć nie będę.
Godziemba coś mruczał, ale gniewna nie słuchała go już wcale.
— Dobranoc waćpanu — rzekła — muszę iść do pani, bo ta na mnie czeka niecierpliwie.
Rozeszli się tak, a Dumont zamyślona udała się ze smutną twarzą do dawnéj uczennicy.
Z wyrazu samego, z jakim weszła do pokoju, hrabina domyślić się mogła, że poselstwo było spełnione, nie śmiała jednak pytać. Dumont się nie spieszyła ze zdaniem sprawy.