niezwyczajném w swém ubiorze i przybraniu koni i w strojach jakie ich okrywały. Brühl nawykły był w Polsce do najfantastyczniejszych częstokroć wystąpień rycerskich — jednakże ta węgierska mustra, bo węgierską ją być sądził — dziwną mu się wydała. Żołnierz z powołania, niedawno jeszcze generał artyllerji — hrabia był zaciekawiony, prosił więc Zawideckiego, aby mógł się przybliżyć niepostrzeżony i przypatrzyć nieco temu oddziałowi wojska, który na oko mógł głów do trzechset być liczny.
Starosta Zawidecki towarzyszącym im dragonom, służbie i wozom, nakazał nieco z tyłu pozostać, sam zaś z Brühlem puścił się osłonioną wierzbami i topolami drogą, która ukośnie ku placowi zmierzała, na którym się odbywały manewra.
Im bardziéj się zbliżali ku niemu, ciekawość rosła, gdy się rozpatrzyć mogli lepiéj, w tem dziwném wojsku węgierskiém. Sierakowski, który nieraz Węgrów widywał, głową jakoś pokręcał a Brühl co w siedmioletniéj wojnie spotykał téż oddziały honwedów, nie poznawał ich w tym świetnym orszaku jakichś rycerzy, chyba turnieje za Augustów przypominającym. Kilka starych drzew na uboczu stojących, których pnie obrastały gęste krzewy dzikie, dozwoliło Brühlowi, podjechawszy do miejsca, w którém stała — jak się zdało — komenda, lepiéj się jéj teraz przypatrzyć. Była to chwila wypoczynku po manewrach; dowodzący i żołnierze stali gwarząc i śmiejąc się bez ścisłego szyku.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/622
Ta strona została uwierzytelniona.