Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/623

Ta strona została uwierzytelniona.

Na pierwszy rzut oka ucieszył się hrabia, poznając z daleka księcia Karola, na pysznym wschodnim ogierze, w kulbace złocistéj obitéj aksamitem ponsowym, w rzędzie świecącym złotem i kamieniami, w białym kontuszu z potrzebami złotemi, w kołpaku z kitą brylantową, dokazującego z koniem i wesoło baraszkującego.
Sam koń wart był już bliższego przypatrzenia się, nietylko dla piękności swéj i krwi, ale raczéj dla osobliwéj barwy, zdającéj się malowaniem jakiemś nie odmianą naturalną. Ogier był tak zwanéj sobolowéj sierści — połowa głowy jednak była koloru pomarańczowego, jedno ucho takież i na piersiach cztery płatki jakby liście czerwonawe z obwódką różową. Takież same plamy widać było na krzyżach... Nogi wszystkie białe miał po kolana, dużemi centkami pomarańczowemi upstrzone, kopyta czarne.
Ten osobliwy tarant, jak dziecię ujeżdżony, ale dzielny, zwijał się pod księciem Karolem zręcznie aż miło patrzeć było.
Obok na małym koniku bułanym, drobnych rozmiarów, ale piękności osobliwéj, z nóżkami suchemi jak u sarenki, siedział chłopak może dziesięcioletni po huzarsku, w zielonym mundurzyku z dołmanem, w czapce z kitą, cały srebrem błyszczący. Fraszka było patrzeć na silnego księcia Karola, że koniem i sobą dzielnie władał, — bo go małe chłopię zamaszystością, śmiałością, rycerską postawą i śliczną