Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/637

Ta strona została uwierzytelniona.

węgierskiéj komendzie i u władz miejscowych, które ulegały fantazyom suto opłacanym...
Gdy hrabia ubrany siadł na koń, aby się udać do pałacu, przez miasto ciągnęły właśnie z musztry oddziały radziwiłłowskich wojsk nadwornych, przepysznie poubierane i błyszczące od haftów i złota. Tłumy gawiedzi ciągnęły za niemi... Przed pałacem na ganku grała w całym komplecie muzyka, która wieczorami, rankami, w kościele na nabożeństwach rozweselała mieszkańców. Liczny dwór pański kręcił się około pałacu...
Książę sam oczekiwał na Brühla, w rannym ubiorze letnim... i przyjął go na progu...
— Zakazałem kogokolwiek przyjmować, panie hrabio, panie kochanku, — rzekł — rozmówimy się tedy na cztery oczy...
Siadł Brühl, podano kawę i śniadanie.
— No, co mi hrabia przywozisz? — zapytał wojewoda — słucham...
— Ja raczéj przybyłem dowiedzieć się, czy W. Ks. Mość nie masz jakich tu nadziei, czy dwór austryacki albo Francya nie zechcą nam przyjść z pomocą? Wojewoda kijowski z energicznego postępku księcia wnosi, że musi on mieć jakąś rachubę za podstawę.
— Hm! — mruknął Radziwiłł — a juściż... panie kochanku, ale ja nie wiem, czy wy mnie zrozumiecie.
Brühl spojrzał, milcząc.