Wychodząc więc z sali jadalnéj, gdy muzyka się zabierała do koncertu, raz jeszcze szepnął księciu, iż rozkazów jego czeka, co ma wojewodzie oznajmić i nie mieszkając chce się z powrotem zabrać do Krystynopola. Szło mu i oto, ażeby bytność jego zbyt wielkiego nie nabrała rozgłosu.
Z razu książę na samą myśl odjazdu tak śpiesznego, zżymnął się mocno, ale dał się przekonać, iż Potocki téż czekać nie lubi — a Brühl tu swéj woli nie ma, tylko się do teścia zastósować jest obowiązany.
Raz więc jeszcze weszli do gabinetu, choć książę panie kochanku, widocznie zafrasowany był, że mu znów przyjdzie tłómaczyć się z polityki, którą całą w dwóch wyrazach zamykał. Znać po nim było, gdy o poważniejszą chodziło sprawę, iż myślenia głębszego się wystrzega i nie lubi, że ono go męczyło.
Gdy więc Brühl znowu o rozkazy spytał i o to co ma wojewodzie kijowskiemu przynieść, książę mu odpowiedział:
— Co ja, panie kochanku, wam, mości hrabio mogę powiedzieć? Ja nie jestem do alembikowania planów politycznych stworzony, simplex servus Dei, wiarę mam mocną, głowę twardą, szable ostrą — i po wszystkiem... więcéj nie wiem nic.
I rękami strzepnął.
— Idę prosto, panie kochanku, przed siebie —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/645
Ta strona została uwierzytelniona.