Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/650

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z księciem wojewodą — rzekł — trzeba tak mówić jak on nawykł. Na żadne pytanie nie otrzymałem innéj nad tę odpowiedzi, że ufa Bogu i szabli, że nadziei tracić nie należy, że Opatrzność zaradzi. Niech wojewoda stoi w pogotowiu, miejmy cierpliwość.
— Jakto? znikąd pomocy? żadnych widoków? zapytał Potocki.
— Żadnych, oprócz tych, o których mówiłem — dodał Brühl — dusza rycerska, wspaniałość pańska, ale polityka, którąbym nazwał... kapucyńską.
Potocki ruszył ramionami.
— I kapucyni na mądrzejszą się zdobędą — rzekł ponuro... Zdala patrząc możnaby go posądzić, że coś knowa i na pewnéj osnowywa podstawie.
— A z bliska — zakończył Brühl — przekonać się można, iż na drugich czekając, rachując, jasno przed sobą nie widzi ani dokąd ma iść, ani jak go to daleko zaprowadzi.
Ponuro spojrzeli na siebie wojewodzina i mąż jéj, smutek się odmalował na twarzach.
— Poddać się więc do czasu potrzeba — rzekł Potocki z oburzeniem — siedzieć, milczeć, gryźć wędzidło, cierpieć i Bogu ofiarować upokorzenie.
Posyłałem do Branickiego, który o niczém już wiedzieć nie chce, a w Warszawie nam za warunek stawią, abyśmy głowy i karki ugięli, a deprekacyę uczynili przed nowym panem.
Westchnął stary.