Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/660

Ta strona została uwierzytelniona.

z przejednaniem, czyniąc się pokrzywdzonym. Mniszech i inni przyjaciele jego, napomykali mu o zapomnieniu i zgodzie; odpowiadał na to zawsze, iż kłócić się nie myśli, a krzywdy wyrządzone zapomniał, bo mu na dobre wyszły...
— Tak jest, — mówił z uśmiechem — używam teraz w pełni domowego szczęścia; nie mam obowiązków któreby mnie od przyjemności jego odrywały... a winienem to nieprzyjaciołom... — I ruszał ramionami...
Wspaniała koronacya, która poruszyła ówczesną stolicę i taki entuzyazm niewieści wzbudziła dla pięknego, młodego króla — przeszła dla Brühla prawie niepostrzeżona. Nie miał nawet ciekawości spojrzeć na nią. Sołłohubowa niemal gwałtem namówiła hrabinę z sobą na estradę, i od powracającyh pań Brühl dowiedział się o szczegółach uroczystości, która go wcale nie poruszała... Nastąpił sejm równie mało obchodzący hrabiego.
Brühl właśnie najgoręcéj się zajmował muzyką i urządził u siebie wieczory, gdy jednego dnia w grudniu Mniszech się zjawił niespodzianie.
Był to gość o téj godzinie rzadki.
Zaledwie wszedłszy do salonu i przywitawszy gospodarzy, odciągnął hrabiego na stronę...
— Jestem do ciebie w wielkiéj missyi wysłany, rzekł cicho...
— Cóż to takiego?
— Król chce cię widzieć...