Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/664

Ta strona została uwierzytelniona.

Brühl od okna, w którém stał, patrzał na tę komedyę dworską, wiecznie jedną i zawsze równie zabawną. On się wcale ani przeciskać, ani przypominać nie myślał... Nie chciał téż okazać się niechętnym i gburowatym, uchodząc z placu... został, gdzie był. Powitanie przeciągnęło się nieco; gdyż panie zajęły króla, każda z kolei przywłaszczając go sobie na chwilę. Każdą z nich rzucał uszczęśliwioną, z bijącém sercem, pełną nadziei!
Obszedłszy tak ten wieniec kwiatów, król ujął pod rękę gospodarza, szepcząc mu coś do ucha; spojrzenie jego skierowało się ku Brühlowi, stojącemu na ustroniu, i żywo kilka kroków postąpił ku niemu.
— Kochany hrabio, — zawołał z uśmiechem do niego — bardzo jestem szczęśliwy, że się tu spotykamy. Od dawna widzieć go życzyłem sobie i zatrzéć niemiłe wspomnienie wypadków, o których i jabym rad zapomnieć, i życzyłbym z serca, abyście wy zapomnieli. Tego nieszczęśliwego stolnika, który się wam naraził, nie ma już na świecie, a jest w jego miejscu król, który was szacuje wysoko, ceni przymioty wasze, potrzebuje pomocy i pragnie nagrodzić wam to, coście ucierpieli.
Wyrazy te wyrzeczone tonem pełnym słodyczy i uprzejmości, Brühl przyjął z równą gotowością puszczenia w niepamięć przeszłości.
— Bardzo jestem wdzięczen Waszéj Królewskiéj Mości, — rzekł — za łaskawe jéj dla mnie usposobie-