Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/667

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystkie te piękne plany przyszłości płynęły nietylko z ust, ale z serca króla. Nie ma wątpliwości, że w początkach panowania takie miał zamiary i nadzieje, taki cel przed sobą... Czy zawsze właściwe do dopięcia go dobierano środki — to inne pytanie. Mówiąc unosił się król...
— Tak, i pana i wszystkich proszę, pomóżcie mi, podeprzéjcie, poddajcie myśli, siłami waszemi moją słabość wzmocnijcie... Zadanie wielkie jest, piękne i godne szlachetnego narodu...
Brühl mówił na ten raz niewiele, ale król z tych słów, które usłyszał, mógł się przekonać, iż dawnej waśni i żalu śladu nie było. Hrabia cenił spokój i lubił pracę, a intrygi polityczne dosyć mu życie zatruły, aby się od nich odstręczył na wieki.
— Proszę was, hrabio — dodał nareszcie król — bądźcie téż pośrednikiem pomiędzy mną a panem wojewodą. Niech on żalu do mnie nie ma...
Ścisnąwszy rękę Brühla, którego zaprosił na objad jutrzejszy, król poszedł do hrabiny Brühlowej, któréj także chciał się ukłonić i zjednać ją kilką grzecznemi słowami. Na drodze nastręczyła mu się sama Sołłohubowa.
— N. Panie, — rzekła, kłaniając się — przychodzę mu się przypomnieć i prosić, abyś się za pana stolnika na mnie nie gniewał...
— Ja jednak odziedziczyłem po nim, — odezwał się grzecznie król, całując śliczną rączkę — uwiel-