dzień i noc, po najokropniejszych wiosennych roztopach, przybył nareszcie do rezydencyi krystynopolskiéj. Jak czasu wojny brama była ostawiona wojskiem, na wałach żołnierze, warta przy pałacu... obwach pod bronią... W pałacu samym panowało milczenie złowrogie... słudzy z posępnemi twarzami, stali wszędzie u drzwi na strażach...
Gdy hrabia wszedł do kancellaryi Potockiego, znalazł go siedzącym w krześle, z głową obwiązaną, z ręką po krwi puszczeniu na chuście wiszącą, żonę przy nim i doktora Macpherlana...
Twarz wojewodziny blada była i gniewna, usta zacięte... Gdy się Brühl zbliżył do powitania, nie rzekł nikt słowa...
— Jak się ma Marynia? — ozwała się, wedle zwyczaju — z wysiłkiem wojewodzina.
— Zdrowa...
Wyszedł w téj chwili lekarz... natenczas wojewodzina Anna załamała ręce i wskazując na męża, zawołała z rozpaczą:
— Patrz, patrz, co nam źli zrobili ludzie...
Brühl nie śmiał ust otworzyć...
— Wiesz już o wszystkiem? — rzekł słabym głosem wojewoda.
— Z odgłosu tylko, z wieści, a więc jakbym nic nie wiedział... — odparł hrabia...
Potocki zdał się zbierać siły i radzić oczyma z żoną, które z nich powiedzieć miało... całą boleść rodziny...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/679
Ta strona została uwierzytelniona.