ułagodzić, my dlań musimy być surowi. Przewinił przeciw rodzicielskiéj władzy.
Hrabia słuchał tych urywanych narzekań.
— Gdzież Szczęsny? — zapytał.
— Tu, pod strażą, — odpowiedział wojewoda. — Nie możemy na jednę chwilę spuścić go z oka. Komorowscy czuwają... listy szlą... gdyby go porwać mogli lub skłonić do ucieczki... odebraliby go nam pod pozorem czułości...
Wojewodzina nogą tupnęła...
— Jutro, nie daléj, w podróż! — dodał wojewoda — na miłość bożą nie opuszczaj nas!! Ratuj...
— Mogę widzieć Szczęsnego? — zapytał Brühl, któremu ciężyła ta rozmowa...
Potoccy spojrzeli po sobie...
— Potrzeba, ażebyś go widział i do podróży przygotował — rzekł wojewoda — lecz proszę, unikaj wszelkiéj rozmowy o tém co zaszło... mów o rzeczach obojętnych, jak gdybyś o niczém nie wiedział... Uspokój go... cierpieć musi.
— Zasłużył, — ponuro mruknęła wojewodzina — a my?
Sądząc, że usunięciem się na chwilę przyczyni się do uspokojenia, hrabia wziął za kapelusz. — U drzwi znalazł się dworzanin Bistecki, któremu polecono zaprowadzić go do Szczęsnego. Tu, jak przy pokojach wojewody, a nawet dokoła skrzydła pałacowego i w niejakiém oddaleniu pod oknami,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/682
Ta strona została uwierzytelniona.