też jest, ażebyś trochę świata zobaczył; wojewoda namawia mnie, abym ci towarzyszył... — Spojrzał mu w oczy...
— Bardzobym był rad temu, — rzekł Szczęsny sucho.
— Składa to się dosyć dobrze, — mówił Brühl daléj — gdyż ja i także wybierałem się ku Francyi, moglibyśmy więc przynajmniéj część téj podróży odbyć razem.
Z chłodnym półuśmiechem, Szczęsny powtórzył, iż miłoby mu było tak doświadczonego mieć towarzysza podróży....
Rozmowa rozpoczęta w ten sposób, nagle została przerwana. Szczęsny oparł się na stoliku, spuścił głowę i roztargniony począł zwijać i rozwijać kawałek papieru, który mu wpadł w ręce.
Ks. Wolff nie czując się już obowiązany do nadzoru, wysunął się odetchnąć do drugiego pokoju. Hulewicz znikł, zostali sami. Brühl zdawał się czekać zwierzenia poufalszego, a Szczęsny go obawiać — milczeli więc.
— Nic nie masz przeciw téj podróży? — zapytał wreszcie Brühl z cicha, chcąc się dowiedzieć coś od nieszczęśliwego, nad którym czuł politowanie.
Szczęsny spojrzał. — Ojca wola, — rzekł krótko.
— A ty?
Znowu papier począł zwijać Szczęsny...
— Ja, nie wiem... i ruszył ramionami... a wkrótce potém wsparł się od niechcenia na kanapie...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/684
Ta strona została uwierzytelniona.