Widocznie Brühl nie wzbudzał w nim zaufania i przykro mu to było. Odważył się więc na śmielsze wystąpienie.
— Radbym wiedział twoją myśl i życzenie, aby się do niéj zastosować i starać się przykrości oszczędzić.
— Bardzo dziękuję, — odpowiedział Szczęsny zwolna, ciągle papierem się bawiąc. — Mnie wszystko jedno... doprawdy, wszystko jedno...
— Mojém zdaniem podróż jest lepsza dla ciebie, swobodniejszy w niéj będziesz niż tutaj, to cię rozerwie... — rzekł hrabia — a ja, przecież strasznym nie będę mentorem...
— Zapewne innych téż mieć będziemy towarzyszów podróży? — zapytał nieśmiało Szczęsny.
— Nic nie wiem jeszcze.
Młody wdowiec głową potrząsł i zamilkł...
— A dokąd pojedziemy?
— Sadzę, że do Niemiec i Szwajcaryi...
Rozmowa równie zimna i mało nauczająca ciągnęła się jeszcze z pół godziny, gdy oznajmiono do stołu. Szczęsny, pod pozorem słabości, jadł u siebie, Brühl pożegnał go i odszedł smutny.
Gdy powrócił do sali, w któréj wojewodzina z karłami, panną Terlecką i ks. Russyanem czekała, rzuciła nań okiem badawczém i podając rękę, szepnęła po cichu:
— Jakżeś go znalazł?
— Bardzo spokojnym...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/685
Ta strona została uwierzytelniona.