Nie sposób było odgadnąć, maseczka się śmiała po cichu. Zawinięta w obszerną mantyllę, nieznajoma ani postawą, ani głosem się nie zaradzała.
Brühl pewnym będąc, że go któryś z patrycyuszów zdradził — grzecznie zaproponował przechadzkę po placu, lecz kobieta odmówiła mu podania ręki, i chciała tylko iść obok niego.
— Pani wprawdzie znasz pierwsze litery mojego nazwiska — rzekł hrabia — lecz wątpię, żebym ja miał szczęście być jéj znanym.
— O! i owszem, bardzo dobrze! — ozwał się głosik cieniutki.
— Dajże mi pani tego dowody? — zapytał Brühl...
— Najłatwiéj — mówiła maska — jesteś pan synem wielkiego ministra, masz dwa kraje, które się do ciebie przyznają, byłeś żonatym, nie byłeś szczęśliwym, masz wszystko co szczęście daje a dotychczas szukałeś go napróżno.
Zdziwił się Brühl nieco.
— To wszystko — rzekł — mogą być wiadomości, o które łatwo, można mnie nie znać i dostać ich z ust czyichś.
— A! ale ja cię znam, mój hrabio — ciągnęła maska daléj — lubisz sztukę, malujesz, lubisz muzykę i grasz, lubisz teatr i piszesz komedye. Nie prawdaż?
Brühl w domysłach się gubił.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/703
Ta strona została uwierzytelniona.