— Tak, — znam cię, ciągnęła daléj czarna maseczka... a że jestem trochę wróżką... nawetbym ci przyszłość mogła przepowiedzieć!
— Nie... téj nie jestem ciekaw — odparł Brühl z uśmiechem — zakryto ją przed nami dla szczęścia naszego, nie chcę podnosić zasłony... Życieby było bez smaku, gdybyśmy jego menu wiedzieli.
— Dziękuję...
— Szkoda, — odezwała się maseczka — miałam panu, który podobno nie byłeś szczęśliwym, który nie kochałeś nigdy...
Brühl zaprotestował...
— Ale tak! tak! — szybko powtórzyła maska — nie kochałeś nigdy... bałamuciłeś się tylko trochę... pamiętasz z tą Angielką!! a potém... z tą... nie powiem.. To były bałamuctwa nie miłości... teraz, masz się zakochać w młodziuchnéj, ślicznéj dzieweczce, no! i... no.. i być bardzo szczęśliwym... Proś mnie na wesele...
— Niestety! maseczko moja, — zawołał Brühl — dowodzisz, że i mnie nie znasz, i prorokinią nie jesteś! Kochałem raz w życiu i nie przestałem kochać... a jeśli téj, o któréj myślę, nie znajdę, prędzéj kapucynem zostanę niż mężem...
— Żartujesz, — mówiła ciągle maska wyciągając go z tłumu i wysuwając się ku piazecie... Ta, którą ci się zdaje że kochałeś, jest już i nie młodą, i życiem znękaną... Kto wie czy onaby ciebie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/704
Ta strona została uwierzytelniona.