chciała? a ty, teraz ją zobaczywszy, czybyś się nie rozczarował?
Tak mówiąc doszli do brzegu, u którego stały gondole; kobieta skinęła główką, rzuciła się w jedną z nich, i nim Brühl miał czas się namyślić, pogonić za nią, znikła...
Wioślarze otaczali go, wołając:
„Gondola! Signore! Gondola!...“ Brühl porwał pierwszą z brzegu i kazał mu się wieźć za tą, która ich poprzedziła... Wioślarz czy nie zrozumiał, czy nie dopatrzył... lecz pogoń nie miała skutku... Zaciekawiony, podrażniony hrabia wrócił późno do Luny i nie mógł sobie przebaczyć swéj niezręczności. Był to widocznie ktoś z Polski i z tego świata, w którym on się obracał. Ale kto?
Hrabia wpadał wprawdzie na myśl, że to mogła być Sołłohubowa, ale ani głos, ani postawa nie zdawały się należeć do niéj.
Parę dni upłynęło na daremnych poszukiwaniach; gdy towarzyszący mu w podróży sekretarz Francuz, dawny jeszcze ojcowski sługa, jednego ranka wszedł z twarzą dziwnie rozweseloną do pokoju...
— Panie hrabio, — rzekł żywo, zacierając ręce — zdaje mi się, że przynoszę nowinę, za którą na podziękowanie zasłużę. Wypadkiem dowiedziałem się tu o osobie, którą, jeśli się nie mylę, hrabia byś sobie pewnie życzył odwiedzić.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/705
Ta strona została uwierzytelniona.