— Lecz któż mógł coś podobnego wymyślić! — krzyknęła ręce łamiąc hrabina. — Dałamże najmniejszy nie powód, ale cień powodu do posądzenia mnie o coś takiego... o pokątne miłostki? mnie! która kochając poszłabym głosić na rynku miłość moją! bobym się jéj nie wstydziła. Mnie! mnie!
Brühl zamilkł. Żywo poruszała się pierś pięknéj Maryi, a lice zarumieniło... Milczała i ona, zdając się walczyć z potrzebą mówienia i postanowieniem milczenia...
— Powodem do tych domysłów niedorzecznych, — odezwał się hrabia — była ta dziwna ucieczka pani z Warszawy, zatarcie śladów za sobą, ukrywanie miejsca pobytu, niezrozumiałe... niewytłómaczone... Ludzie chcieli odgadnąć przyczynę i trafili na myśl... według nich, bardzo naturalną.
— Tak! prawda! osądzili mnie według siebie. Te panie nie postąpiłyby inaczéj. Im ciężyłyby ich wdowie szaty, musiałyby szukać rozrywki, choćby w jakimś mezaliansie nie nazwisk, ale serc i ducha... dla — zabawki... co robić z nudów!
Pani Sołłohubowa, przestraszona własną złośliwością, rączką sobie zatuliła usta.
— A więc, to fałsz, — rzekł Brühl — ucieczka jéj pozostaję więc mniéj jeszcze zrozumiałą. Ja jako stary, może najstarszy z tych, którzy do tytułu przyjaciół pani mają prawo, czy nie mógłbym spytać??
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/708
Ta strona została uwierzytelniona.