Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/710

Ta strona została uwierzytelniona.

coby wam zapłaciło długie życia tęsknoty... — Oto był powód odjazdu mojego, — dodała ze wzruszeniem — przyczyna, dla któréj jutro uciekam z Wenecyi.
Domawiała tych słów, gdy Brühl się jéj do nóg rzucił i pochwycił ręce... oczy miała łez pełne.
— Więc chcesz mnie na wieki nieszczęśliwym uczynić? — zawołał. — Ja ciebie kochałem jedną i kochać będę do zgonu, nie mam już serca dla nikogo... Tyś dla mnie zawsze tą Marynią, co mi z uśmiechem rączkę niegdyś podała... jakby obietnicę, iż kiedyś ją otrzymam na zawsze... Droga Maryo, nie chciejże dobijać tego, który żyje tobą i dla ciebie!
Pani Sołłohubowa milczała.
— Czyż wątpisz o mojém przywiązaniu? — zapytał z wymówką.
— Nie, nie, — szepnęła głosem łzami przerywanym — alebym nie chciała, aby życie rozczarowało cię i odebrało mi je... Któż wie, czy mnie kochać będziesz, gdy zostanę twoją, gdy się resztka uroku rozpryśnie, a każdy dzień odzierać mnie będzie z niego!... Zostańmy z dala tym dwojgiem tęskniących do siebie... to lepiej może.
— Nie, ja cię nie puszczę! jak cień i zmora wlec się będę za tobą! — zawołał Brühl — musisz być moją... Byłoby szaleństwem, świętokradztwemby było, dla marzenia jakiegoś mnie zabijać na ofiarę.