Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

— Od siostry — powtórzyła spuszczając oczy, od siostry? Pan Ewaryst wie, że od Zoni prawie nie miewam wiadomości nigdy... Mogę powiedzieć, że jej nie znam...
— A — dodała ciszej — ja sierotą będąc, choć mi w domu waszym nigdy się to uczuć nie dało, tak bym była pragnęła zbliżyć się do niej! wiedzieć coś więcej! niestety! Tej w życiu pociechy podobno nigdy mieć nie będę.
Jakeśmy się rozstały dziećmi jeszcze, gdy mnie wzięli państwo moi najłaskawsi na opiekę, a Zonię zabrała pani Ozereńkowa, ledwie kiedy, z dala coś się o niej dowiem, a i listów nawet nie pisuje. Siostry jesteśmy, a jak obce!
Podniosła oczy na pana Ewarysta i spytała:
— Mów pan, może wiesz co o niej?
Ewaryst stał zdając się namyślać, patrzał na biedne dziewczę, które zasmucił pytaniem i wyrzucał sobie, iż postąpił jakoś niezręcznie.
Natura jego szczera i otwarta nie dozwalała mu kunsztownego obrotu nadać rozmowie, krótko więc pomyślawszy, znalazł najwłaściwszem odpowiedzieć od razu tym, na co chciał był przygotować Madzię.
— Nie będę nic w bawełnę obwijać — rzekł — bo nie umiem. Zonia jest w Kijowie.
Usłyszawszy to, drgnęło dziewczę i przysunąwszy się bliżej, zawołało natrętnie.
— Widziałeś ją! zmiłuj się! mów! Jaka ona jest? gdzie? Czy uchowaj Boże nie stało się co złego? — Ewaryst znowu na próżno się namyślał i ważył chwilę.
— Ozereńkowa umarła, rzekł powoli.
— Więc ona została sama, bez opieki? może bez żadnego sposobu do życia? A panie Ewaryście, zaklinam was, mówcież mi prawdę całą, nie tajcie nic! — Ja mam męstwo, bo mam wiarę...
Ośmielony tymi słowy, Chorążyc począł otwarciej.
— Posłuchajcież jak to było. Nie nowina u nas w Kijowie widzieć na niektórych odczytach kobiety. — Madzia przerwała żywo
— Gdzie? na jakich odczytach? cóż to są za odczyty?
— Po prostu na lekcjach naszych profesorów — tłumaczył Ewaryst — kobiet młodych wiele teraz nawet uczęszcza na takie, na których by ich się spotkać nie spodziewało. Nie ma w tym nic złego, ale że nowość i że potrzeba się wcisnąć na lekcje pomiędzy samą trzpiotowatą młodzież — odwagi wiele musi mieć, kto się na to waży.
A! Boże! — wykrzyknęła Madzia, bledniejąc i przysłuchując się z coraz żywszym zajęciem.
— Na jednej lekcji — mówił dalej Ewaryst — w pierwszych ławkach zobaczyłem panienkę, która mnie szczególniej zajęła; naj-