Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/91

Ta strona została uwierzytelniona.

łożyła trupem. Szczęściem kula siły wielkiej nie miała, ośliznęła się po żebrach, ale będzie miał lizać się z czego!
Leżący otworzył oczy, skierował je na Ewarysta, poznał go i rzekł głosem suchym, prędkim:
— Powiedz-że jej pan, że nie ma nic — głupstwo! ja winienem! Żart był niedorzeczny! Gotowa sobie co zrobić, powiedz jej, że rana nie znacząca — trochę krwi.
Zamknął szybko oczy, a Ewaryst co prędzej pobiegł na gorę. Zonia, jak ją porzucił, siedziała w krześle, z głową z poręczy zwieszoną... Usłyszawszy zbliżającego się porwała konwulsyjnym ruchem, oczyma chciała z twarzy wyczytać co przynosi.
— Uspokój się — rzekł Ewaryst — daję słowo, że jest zaledwie ranny, żadne niebezpieczeństwo mu nie zagraża... ma dwóch co go opatrują. Przytomności nie stracił wcale, krwi tylko ubiegło mu trochę.
— Zdaje się, że w domu nikt nawet strzału nie słyszał.
Razem z Chorążycem służąca onieśmielona pokazała się w progu, jakby pani w pomoc przyjść chciała. Zobaczywszy ją gniewna Zonia ruchem ręki wskazała jej, aby szła precz.
Chciała coś powiedzieć.
— Precz! zawołała dziewczyna — idź, nie pokazuj mi się.
Wiadomomość, którą Ewaryst jej przyniósł, zwolna zdawała się ją uspokajać. Siadła znowu w krześle zadumana. Teraz dopiero, gdy wielka trwoga odeszła, poczuła znużenie i bliską będąc mdłości, zażądała wody.
Chorążyc sam jeden musiał nie bardzo umiejętnie przyjść na ratunek. Niepodobna było ją tak opuścić samą, służąca bowiem, znając swą panią, natychmiast zabrawszy co miała wyniosła się tak, że w pół godziny jej już nie było.
Wyszedłszy z mdłości, Zonia zwolna odzyskała przytomność i sama zajęła się sobą. Ewaryst chciał ją namówić, aby się położyła, ofiarując pozostać na straży, choćby za drzwiami.
— Krew — krew! ja tam nie pójdę! — odparło dziewczę.
Dniało już, gdy Chorążyc szepnął jej, że mógłby odprowadzić do Heliodory. Myśl tę pochwyciła żywo, poprawiła ledwie ubranie i wyszli. W sieniach stanęła na chwilę u drzwi Teofila, niepewna, jakby do niego wnijść chciała, lecz Ewaryst, ująwszy ją za rękę silnie, gwałtem prawie uprowadził.
Przez całą drogę szła milcząca i jak nieprzytomna, słaniając się... Dopiero u dworku Sałhanowej, który stał jeszcze zamknięty, wskazała okno, do którego zastukać było potrzeba, aby staruszkę obudzić.
Przybycie Zoni o tej godzinie, w tym stanie jakimś nieprzytomności, poruszyło wnet dom cały. Agafia poszła zbudzić panią Heliodorę, która nierychło, bledsza niż zwyczajnie, cała drżąca, okryta szlafroczkiem jakimś, bosa zjawiła się w salonie, a zobaczywszy