Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

potopu wiadomości pana Lewona. Sygnet na palcu z herbem Gozdawa, oznajmywał wymownie że i on sam do szlachty należał. Bicz na nobilitowanych neofitów, skartabellaty i indygienaty świeże, na podszywane genealogje; znał na palcach, kto kogo rodził i z kogo pochodził, a ta nauka posunięta do stopnia, w którym w manją niemal się przedzierżga, nadawała mu cechę właściwą i odrębną. Dodajmy, że czasami widywano go w piaskowym płaszczu na ulicy zajętego rozpatrywaniem starych książek, które żydzi po ulicach nosili. Byli tacy co go za uczonego mieli, ale więcej poczytywało za warjata, co dowodzi tylko, jak często zacietrzewiona uczoność do warjacji bywa podobna.
Ten tedy pan Lewon jednego razu przyszedłszy do pana Erazma, którego żona i dzieci wyszły były do krewnych w odwiedziny, gdy przerabiali karty do marjasza, w którego dosyć niechętnie grywał gospodarz, z powodu żywości swego charakteru, odezwał się, patrzając po suficie:
— Bal! Bal! pozwolisz się Acan Dobrodziej zapytać, z jakich to Balów familja pańska początek swój bierze?
Pan Erazm który w tej chwili karty miał zbierać, zastanowił się, gębę otworzył, oczy wytrzeszczył i nie zrozumiał.
— Jakto? jakto? zapytał, alboż co?
— Bo Balowie, odrzekł ze zwykłą powagą pan Lewon, są starą piękną familją szlachecką naszą, a że na nieszczęście jedna gałąź ich rodu w nowinkach genewskich zasmakowała, możnaby sądzić, że z tego powodu i do miasta może się przeniosła, a zbiegiem okoliczności...
Pan Erazm słuchał chciwie, rzekłbyś wielkiego jakiegoś objawienia, które życie jego całkiem odmienić