Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale Acan Dobrodziej powinieneś bić kozerą!
— A przepraszam, biję! cóż tedy?
— Moc mamy sławnych ludzi w herbie Gozdawa, a familji do niego należących pięćdziesiąt i sześć, licząc w to litewskich Gozdawitów, których szlachta polska z łaski przyjmowała... czego Acan Dobrodziej nie możesz być świadom.
— Ani o tem wiem! Kiedyż to było?
— O to mniejsza, stare dzieje! Wracam do Balów.
Pan Erazm ręce aż zatarł.
— Początek Balów ekstra daleko niektórzy wywodzą... Acan Dobrodziej dajesz karty...
— Daję Mcidziu! daję!
— Po trzy?
— Po trzy. Wracamy do Balów...
— Wiodą ich niektórzy od Baltas’a księcia Gotów.
Pan Erazm pochwycił się, krzyknął Księcia i włosy oburącz podgarnął do góry.
— E! jeżeli to ma grę przerywać, to Balów odłożymy na...
— Ale nie! gram! gram!
— Niejaki też Balas, za Justynjana, za rzymskich czasów, Massagetów wodził przeciwko Wandalom...
— Okropności! cicho szepnął pan Erazm, który już trzecią pulę w krótkim czasu przeciągu przegrał, a z nią złotych dwanaście.
— Genealogowie nasi pewniejszą już mają wiadomość o Mściugu, czyli Mszczuju z Balowa Burgrabi krakowskim w początku XV wieku.
— A niechże ich wszyscy djabli porwą! ofuknął pan Erazm gorąco — a pocóż Burgrabia? to musi być potwarz!