brało, tylko do poczciwego a słabego pana Bala, reszta rodziny miała wstręt do tego człowieka i bynajmniej się z nim nie kryła. Zrębski udawał jakby tego nie widział, a zawsze uniżony, pełen protestacji i komplementów, im się zimniej z nim obchodzono, tem goręcej nadskakiwał.
Oryginalna to była postać. Oprócz statury wysokiej, ramion do góry podniosłych, i nadzwyczaj wielkiej a płaskiej nogi, odznaczała go głowa spiczasta, wyłysiała, z wichrem na wierzchu, ręce długie i ogromnemi palcami kościstemi zakończone. Trudno mi tę twarz odmalować, w której tyle było charakteru, co by go łatwiej ołówek schwycił niż pióro. Wystawcie sobie krogulca przedzierzgniętego w człowieka, do którego drapieżności przymięszałaby się tak obrzydliwa chytrość, że ją o staję widać i czuć było z niego. Czoło z natury nizkie, łysina tylko nieco rozszerzyła, pod jego wystającą nieco deską, oczki okrągłe, biegające, lisie, żółtawe, ruszały się nieustannie, usiłując zwyczajem podobnych ludzi, nigdy się nie dać na gorącym uczynku pochwycić. Były wszędzie, nie złapałeś ich nigdzie. Z pośrodka twarzy wyskakiwał nos zakrzywiony drapieżnie, nieco u końca czerwony i pokrywał troskliwie usta, które do reszty wąsy zasłaniały. W ten sposób obwarowany, bo oczyma uciekał a warg nie pokazywał, pan Zrębski był zawsze jak w masce. Uśmiech jego zaledwie niekiedy zdradził się marszczką na wyschłym policzku, która okazała się, zadrżała i znikła. Badacz fizjognomji musiałby się przestraszyć wniknąwszy w tajemnice tej twarzy, zaczerwienionej prawie ciągle, i jak mgłą osnutej nieprzebitą zasłoną chytrości ostrożnej. Ruchy i sposób znalezienia się odpowiadały zresztą obliczu pana
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.