jednej z nim ławie zasiadał, a często przechodził go pilnością i nauką. Już dalej coraz łatwiej poszło Jasiowi, bo się uczył ślicznie, a łagodniejszego dziecka nie było nad niego. Przybity nieszczęściem, Strumisz z pokorą cichą męczenników przekradał się przez świat lękliwie. Ta pokora nie była w nim podłością, namaściło ją uczucie chrześcjańskie; umiał podnieść czoło zarumienione gdy go dotknięto, ale świętość cierpienia zagrzebanego w duszy, którą czuć umiał zawczasu, zniżała je po wieniec cierniowy.
Pokochali go wszyscy, aż do zazdrosnych, którzy mu jego wyższość przebaczyć musieli dla słodyczy charakteru. Już w szkołach zaskarbił sobie tę miłość ludzi, która jest udziałem niewielu, bo ją daje tylko prawdziwie poczciwe serce, które bije na wierzchu, że przez pierś je widać. Był to ulubieniec nauczycieli, kochanek towarzyszów, pożądany gość wszędzie, a sporów pojednawca między młodzieżą. Charakter jego tyle już wzbudzał szacunku, że w każdej waśni na jego uczucie jak na sąd przysięgłych się spuszczano. Z tą przyjaźnią wszystkich, z miłością gorącą towarzyszów, przeszedł Strumisz szkoły, dziękując Opatrzności, która mu drogę uścielała; namówiono go do uniwersytetu, gdzie się utrzymując z prepisywań, pomocy słabszym w nauce, nauczycielstwa ciężkiego, potrafił znowu odznaczyć, wyrabiając do reszty na człowieka.
Ztąd wyszedłszy świat mu się wydał szeroki i pusty! nie wiedzieć dokąd się obrócić i co robić z sobą. Towarzysze, nauczyciele rozpierzchli się powoli, został sam jeden, a żadne powołanie jeszcze nie świeciło mu jasno na dalszą drogę życia. Co było począć? Z poezją w duszy biedny chłopak poszedł robić rachunki i siedzieć
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.