Wprędce wyszedł pan Joachim Goral na plac przed ratuszem, a że wieczór ostatków lata był piękny, puścił się piechotą ku ulicy Wierzbowej, zamyślony, ale rad z siebie. Po drodze ani spojrzeć raczył na żyjące i wesoło używające pięknej pory miasto; na oświecone domy przez których okna światła błyskały wśród kwiatów; na postrojone kobiety powracające z przechadzki; na teatr, około którego roiły się powozy i ludzie cisnęli....
Nic go to nie obchodziło, bo nie zwykł był darmo na świat spoglądać, każdy krok jego był obrachowany, każdy ruch miał cel, każde wejrzenie powinno było przynieść procent. To co nie wpływało na interes żaden i nie miało styczności z kieszenią pana Joachima, dziwnie mu było obojętne.
Gdyby księżyc wdział był tego wieczora cztery rogi miasto dwóch i oślą czapkę w dodatku, pan Joachim
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
W którym czytelnik poznaje hrabiego Jana Bracibora Sulimowskiego.