Nikogo nie spotkawszy w bramie, na wschodach i w sieni, dostał się pan Bal do swojego pokoju na górę, a w miarę jak się poczynał znowu rozmyślać, charakter jemu właściwy, humor w którym zwykł był pływać, rozbijały chmury chwilowej niespokojności. Opowiadał sobie o swoich wioskach, o młynach, o spławnej rzece, o książęcym majątku, rozpalał się obrazem i już go piec zaczynało żeby co najprędzej nową wielkość zdumionym oczom żony pokazać. Odzyskał zaufanie w sobie i żywość chwilowo straconą, ubrał się co najrychlej i popędził na górę do saloniku.
Tu zastał czekającą go z herbatą Ludwikę, Lizię, Stanisława i Strumisza... Tajemnicy utrzymać dłużej ani przygotować do jej przyjęcia nie mógł i nie umiał, serce mu biło gwałtownie, był u celu życzeń tajemnych, chciał się swem szczęściem podzielić.
— A! gdzieżeś był? wstając i podchodząc ku niemu zawołała pani Balowa.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ X.
Smak Złotego Jabłka.