Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

nym? Od owej chwili, gdy przeczytała życie jego, gdy wniknęła w myśli, dziwne dumanie i uczucie zastąpiło pierwszą jej trzpiotowatą zalotność. Nie wiedziała sama czy go kochała, czy się go obawiała. Zmięszanie dwojga tych uczuć bardzo się często przytrafia w młodych sercach. Pierwszy to raz w szczerej spowiedzi poznała prawdziwą miłość, o jakiej pojęcia nie miała. To co dotąd uważała za zabawkę, przedstawiało się jej strasznem, groźnem niebezpieczeństwem.
Unikać poczęła Jana, a gdy go nie widziała długo, gdy nie posłyszała głosu, tęskniła; zdawało jej się że przestał ją kochać; ta myśl niepokojem jakimś i obawą ją dręczyła. Im więcej zbliżała się chwila wyjazdu, tem szczerzej smutnieć poczynała, już wieś nie tak ją pociągała, jak to co miała porzucić.
Strumisz na pozór nic się nie zmienił, cierpiał on na tych wypadkach, ale tak starannie krył w sobie co doznawał, że jeden Stanisław mógł się tego domyśleć. Pocieszało go, że węzeł, co go łączył z rodziną Lizi, trwać miał nierozerwany... jakaś daleka widzenia jej... tylko... nadzieja uśmiechała się za mgłami...
Tymczasem pan Erazm zaprzątniony cały swojem nabyciem, posuwał manją dziedzictwa do szału prawie. O niczem innem nie myślał i nie mówił, w nocy się zrywał zapisywać różne ważne projekty ulepszeń. Kogo spotkał na ulicy każdemu opisywał Zakale, jak gdyby je znał i widział, a co namarzył! a co się nauśmiechał do wyrojonych obrazków!
Przyszłe jego dziedzictwo przedstawiało mu się jak ziemia obiecana Izraelitom, codzień wynajdował w niem przymiot nowy, bogactwo niespodziane, wdzięk niespostrzeżony, roztkliwił się czasem do łez gdy mówił o