Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

żnemi ofiarami, przysunęli się do dawnego rządcy z ukłonem.
— A co, jak się macie Iwanie? rzekła do jednego z cicha żona — słyszeliście, nowy pan, nowego też wam da rządcę! Nie podobał się mój mąż, że was trzymał za lekko. Nie macie sobie czego winszować, dał pan Bóg nowego dziedzica, co wam za skórę zaleje. O! człowieczek! dodała, człowieczek! śmieje się, powiedziałby kto, że go do rany przyłożyć, a to nie hrabia! nie!
— No! a cóż robić? — odparł Iwan, my siebie nie sprzedajemy i panów sobie nie kupujemy, trzeba takich wziąć jakich pan Bóg ześle.
— Za wasze grzechy też się wam dostało, odpowiedziała kobieta. Byliście niedawno kniaziowscy, potem grafa, a teraz się wam zeszło być pod wychrztą! Toć to słyszę żyd... z Warszawy... zrobił majątek na łojowych świeczkach i na pieprzu, i zachciało mu się potem ludźmi handlować!
— Ej! czyż to prawda? odezwali się ludzie.
— Ot to! a któż to lepiej wie od nas? To pewna rzecz, że taki na was zła godzina przyszła, po grafie tego nechresta słuchać.
Ludzie pokiwali głowami, poszeptali między sobą.
— Taki to graf, zawsze graf! Nie żal takiemu panu głowę schylić; a to!!! Wy myślicie, że on nas odprawił? Ot poprostu sami nie chcieliśmy mu służyć, bo to wstyd! Co innego u grafa! a to przybłęda z końca świata, wolelibyśmy u Moszka Hercyka!
To powiedziawszy rządczyni, wzięła się pod boki i rzuciła wejrzenie badające na otaczających, na których widocznie mowa jej wielkie zrobiła wrażenie. Lud ma