Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

dzo piękny, znać z wielkich panów, grzeczny, grosza nie patrzy, jak co chce, to widać że nie przywykł się obywać. Żona także śliczna, a córka i syn daj Boże wszystkim, jak lalki.
Podsędek zażywał tabakę, ale z czerwonego przechodził w kolor siny, który zawsze oznaczał u niego bardzo zły humor i bełkotał coraz niewyraźniej...
— Hm! hm! wielka figura! kupiec z Warszawy! mówił pod nosem. Wielka rzecz Zakale! bogaty! sławny bęben za górami!
Pan Bal miał już nieprzyjaciela w podsędku, zawistnych w całym jego domu.
Zgodzono się o wapno, które potrzebował bardzo spieniężyć pan Hurkot, ale wieści przez pana Szaławińskiego i Hercyka przyniesione wstrząsły nim do głębi.
Lat dwadzieścia dom jego był pierwszym domem, on pierwszym w okolicy, a tu mu na siwe włosy przybywał obcy ktoś wydrzeć palmę. Z tego nic nie będzie! chodząc po pokoju mruczał wieczorem po odjeździe Porfirego gospodarz. To są plotki! ja się nie dam zjeść w kaszy! Ten człowiek musi mieć w sobie coś podejrzanego! To jakiś neofita! Zobaczymy, jak się z nim obejść... powinien przecież odwiedzić sąsiadów, pomyślim czy mu oddamy wizytę... Nowe stosunki powinny się zawierać z wielką rozwagą! To mogą być awanturnicy... I to pewna że im nigdzie pierwszego miejsca nie ustąpię... Jam tu pierwszy!
Zawszem był pewien, że Porfiry błazen, choć stary, ale nigdy mi to się jawniej jak dziś nie pokazało. Zapalił się do tych przybłędów i już nosa zadziera, zaczyna mi mówić mój podsędku! tego nigdy nie było! Żydowi