Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 02.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ba! aż tak! zawołał Jaś, to coś podejrzanego kiedy ją tak chwalisz. Ładniejsza tedy od Hurkotównej?
Wszyscy się rozśmieli, bo córka starsza podsędka zbyt była do niego podobną, żeby ładną być miała.
— Żartujesz Jasiu! ale jak ją zobaczysz!
— No to co? westchnę tylko wołając non nobis! non nobis! Ba! gdyby nie siwizna!
— Cha! cha! cha! poparł Hubka, a mnie gdyby nie grubizna!
— Jak zaczniecie się nią rzucać, rzekł Zmora, ciężar spadnie na mnie.
— Dla czegożby nie, dodał Jaś, jeszcześ młody.
— Do djabła to jeszcze!
— Przystojny, miły, nie ubogi.
— I tam dalej, i tam dalej, bo się pochwał boję gorzej połajania... Pomagasz?
Gra stała się żywszą, ustała rozmowa, a pan Porfiry zapalił fajkę, i spokojniejszy usiadł obwiózłszy po okolicy swoję wiadomostkę, z którą się popisał najpierwszy.
Łatwo teraz będzie pojąć jakie wrażenie ukazanie się państwa Balów miało zrobić w okolicy i jakie tu czekało ich przyjęcie.

KONIEC TOMU DRUGIEGO.