Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 03.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrodziejowi zapewnie wiadoma już dyferencja w lesie, rozciągająca się klinem długim od Nowin prawie do samej Ciemiernej.
— Wiem, ale to mała rzecz, rzekł Bal.
— Ta, jak komu! rozśmiał się Hubka; ale to lasu kawał pyszny, a siekiera w nim od niepamiętnych czasów nie postała. Szlachecka fortunka, mości dobrodzieju! tak, tak.
— Bardzobym i ja rad o tę dyferencją z książętami ostatecznie ukończyć, rzekł kupiec.
— Właśnie do tego jestem upoważniony, kładąc na nos okulary dodał Hubka i rozłożył plik papierów, które przerzucać zaczął szukając planiku. Otóż jeśli mi pan dobrodziej łaskawego pozwolisz ucha, moglibyśmy kwestją rozpoznać, rozpatrzeć, a potem coś postanowić...
— Najchętniej.
— Cha! cha! rzecz się tak ma: Oto planik dyferencji... Na samej granicy dzisiejszej pańskiej używalności są jeszcze stare doły i ślady, że tamtędy szła niegdyś prawdziwa granica Zakala. Jak się las kończy, aż po rzekę, gdzie dziś wioska pańska Ciemierna, było niezawodnie gruntem Radziwiłłowskim.
— Jakto panie? jakże to być może? zawołał Bal zmieszany.
— Cha! cha! o chwilkę obliguję. Rzecz się tak ma: Kniaź Szujski Teodor, ówczesny dziedzic Zakala, był to człowiek bardzo gwałtowny, w dobrach książąt nigdy nikt nie mieszkał, a Szujszczyzna rozciągała się wówczas za miasteczko, które do niej należało. Przy kniaziu Teodorze była siła... Obawiali go się wszyscy, bo po prostu wieszał na sosnach kto mu bruździł, a nikt