niejszej kobiecej zemsty; a że miała obszerne stosunki, mnóstwo znajomości i związki familijne, poczęła działać nadzwyczaj żywo i skutecznie. Przez czas jakiś pobytu w Zakalu przypatrzyła się rodzinie Balów, wypytywała służących i wywiozła niezły zapasik plotek, które przerabiała jak się jej podobało.
Nie chybiła też żadnej zręczności: nie było jarmarku, odpustu, zjazdu, gdzieby nie powtórzyła w różny sposób swoich szyderstw i wiadomości o Balach. Te przez sługi i oficjalistów rozchodziły się po dworach, a że pani Supełkowa wiedziała co komu powiedzieć, trafiały więc w usposobienia tych, do których wymierzone były.
Dla jednych czyniła pana Bala bogatym neofitą, który zrobił majątek na łojowych świecach i zwietrzałym pieprzu, dla drugich malowała go jako ostatkiem goniącego bankruta, który wkrótce pójdzie z torbą. Dostało się tam i jemu i żonie i Lizi i synowi; każde z nich miało jakąś ukrytą słabość, wadę, namiętność nieszlachetną i t. p. A że nic tak jak plotka szybko się nie rozchodzi i do uszów nie przylega, wkrótce szumiały po sąsiedztwie rozpuszczone bąki, a trafiając do usposobień, miłe znajdowały przyjęcie.
Wszyscy sobie szeptali na ucho dziwy, dziwolągi o Balach... o jego przyjaźni z Moszkiem dowodzącej nie zupełnie zapomnianego pochodzenia; o chęci upokorzenia swoim zbytkiem sąsiedztwa, o złym stanie interesów.
Pan Porfiry któremu przez chwilę zamarzyło się że będzie mógł sięgnąć po rękę Lizi, wybornie teraz wspomagał panią Supełkowę przekonawszy się że za wysokie progi na jego nogi... Zimne obejście się Stanisława nie spieszącego zapoznać z młodzieżą, przyczyniało się do dziwnych o nim pogadanek.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 03.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.