Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! może masz słuszność, ruszając ramionami mruknął pan Bal, zresztą nie ma podobno sposobu na to.
Smutny jednak ze spuszczoną głową powrócił do domu wzdychając, i nie dziw, potrzebował ludzi, bo do nich przywykł, ciężyła mu pnstynia otaczająca i nie wystarczała natura, nie miał się z kim wrażeniami podzielić; w ostatku osamotnienie żony przykro mu dolegało.