Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nakształt tego, całe sąsiedztwo w ruchu. Podsędkowstwo z powodu kolligacji z hrabiami, na których całe życie plnli, dmą się ogromnie; posłańce latają... w Dębnie jubileusz... pani Dankiewiczowa po cichu ręce łamie i na głowę choruje... Hrabia Sulimowski przyjeżdżał słyszę siostrzeńcowi perswadować, ale uparł się, oświadczył, zaręczył i dokonawszy tego siedzi w nienajlepszym humorze zamknięty u siebie.
Tak rozmawiając przyszli pod dom, a że Parciński był jednym w Zakalu co jeszcze trochę czasem wlał w rozmowę życia i zajęcia, że go lubili wszyscy, bo czuli w nim poczciwą duszę, przywitali go serdecznie.
Wytoczyła się zaraz naturalnie wielka nowina ożenienia, a Lizia parsknęła ze śmiechu.
— O! cóż za nieszczęście! zawołała. To ta zapewnie panienka, którą widywałam tak wyprostowaną w kościele. I kiedyż ślub, panie Tomaszu?
— Zaraz po zielonych świątkach.
— Co za szkoda że nie będziemy tańcowali na weselu. Niestety! nie mamy najmniejszej nadziei.
Żartowano chwilę, choć w istocie to ciągłe osamotnienie poczynało dolegać przykro nawykłym do towarzystwa. Znosiła je najlepiej pani sama, która powoli ulubiła ciszę, spokój i to życie pustelnicze; ale żywej Lizi, a nawet Stanisławowi co dzień Zakale wydawało się dzikszą pustką.
— Jeszcze jedna nowina, o której zapomniałem, odezwał się Parciński. Hrabia Sulimowski, powróciwszy z Brogów zachorował, a nawet mówią że niebezpiecznie. Hubka utrzymuje że się zgryzł przyszłem ożenieniem siostrzeńca i pokrewieństwem z Hurkotami; że silnie bardzo przemawiał do kawalera, ale pan Teofil milcze-