Nazajutrz nie tracąc czasu znikł Parciński, do którego tajemniczo zajechał wózkiem jednokonnym pan leśniczy; razem z nim pojechali do jego rodziców, a tu wedle poprzedniej umowy sprowadzić miano całą rodzinę Mylińskich.
Hubka tymczasem wściekał się odebrawszy zimną tylko odpowiedź, że pan Bal oczekiwać będzie rozwinięcia procesu i bronić się do upadłego. Był on najpewniejszy że skończy układem i to mu szczególniej smakowało, gdyż nie mógł nie obrachować że zwykłym idąc trybem, do śmierci grosza nie zobaczy, a wiele go poświęcić będzie musiał. Poznał on w tem robotę Parcińskiego, którego z dawna nie cierpiał i szukał tylko sposobu jakimby go ująć lub odsunąć.
Tymczasem pan Tomasz lepszą mu gotował niespodziankę, sprowadzając wszystkich Mylińskich do Nowin. Nie bez obawy stawili się biedni szlachta, sądząc że i ostatnią stracić mogą nadzieję.
Spojrzawszy na nich, Parciński się wzdrygnął, widząc na jakiej nędzy, na jakiej niewiadomości budować chciał spekulator niecne swe wzbogacenie. Oburzenie jego doszło do najwyższego stopnia, poznając w tych ludziach tak pokrzywdzonych od losu i odartych ze wszystkiego, lepsze serca, zdrowsze uczucia, niż się mógł po ich zaniedbaniu spodziewać. Kasper, głowa rodziny, przybity swojem położeniem, nie myślał tylko o żonie i dziecku, a przywiązanie jego do braci i siostry miało coś w sobie ojcowskiej pieczołowitości. Dwaj młodsi, z których jeden ciężko na kawałku roli pracował, mieli także tę cnotę miłości i gotowość do poświęcenia, o którą tak rzadko w wyższych społeczeństwa sferach! Siostra była kobietą wynędzniałą, wybladłą
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.