kontrabandę. Było tam kilka paczek cygar i jeszcze jakieś zawiniątko.
Chłop wreszcie zaciął konie, pijanym głosem zaczął nucić jakąś zawadiacką piosnkę i od czasu do czasu odwracał się do mnie ze śmiechem.
— I ja kontrabanda, i pan kontrabanda! — powtarzał z pijackim uporem.
Kiedym wracał do domu z tym samym chłopem, już wytrzeźwionym, ciągnąłem go za język, by mi wyjaśnił, skąd doszedł do przypuszczenia, że wożę kontrabandę. Chłop poważnie odpowiedział:
— Niech pon się nie boją! Wszyscy tu kontrabandę wożą, a pan często jeździ z pakunkami, każdy wie, co to znaczy. Ale mnie co do tego — dodał, uśmiechając się — wiezie pan kontrabandę, czy nie. Ja mam zarobek, a przy panu i swoje rzeczy bezpieczniej przewiozę.
— Innym razem, opowiadał mi dalej towarzysz z granicy, miałem do przewiezienia bibułę i poszedłem nająć konie. Po drodze spotykam włościanina, z którym nieraz już jeździłem. Pytam go o konie. Chłop podrapał czuprynę i wreszcie pyta:
— Pon tak jak stoi, czy z rzeczami?
— A co? — pytam.
— A bo cosik te juchy bardzo niespokojne dzisiaj — mówił, pokazując na drogę, po której w tej chwili jechało kilku zielonych wojaków. — Chyba boczną drogą pojedziem.
Naturalnie w obydwóch wypadkach chłopi
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.