z tej właśnie strony, by nikt inny nie wyczuł pod nogą pakunku. Po chwili porucznik i kuzynek byli już przy bryczce. Kuzynek był zupełnie wyczerpany, blady, z przygasłemi oczami, patrzał na mnie, jak skazaniec, błagający o litość. Pan porucznik, nieco podchmielony, był niecierpliwy, raz po raz powtarzał:
— Nu, gaspada, jediem. A panu szkodzit mnogo pić — dodał łamaną polszczyzną, zwracając się do mego kuzynka.
Usadowiliśmy się na wozie, ja, naturalnie, z brzegu, gdzie była bibuła. Na odjezdnem kuzynek, który powoził, szeptem zapytał mię: „A gdzie książki?“ Odpowiedziałem mu również szeptem, udając gniew: „Zostały“. Humor kuzynka nagle się poprawił i z fantazyą zaciął konie. Bryczka zadudniła po pysznej szosie pruskiej, zbliżając się do granicy.
Co do mnie, nie byłem zupełnie spokojny. Gdyśmy kilka godzin temu przejeżdżali granicę, widziałem, jak zieloni rewidowali jakiś powóz i parę furmanek chłopskich, które z Prus wkraczały do imperyum rosyjskiego. Rewizya nie była ścisła, co prawda, lecz polegała na tem, że któryś z zielonych wsuwał rękę do wozu i przetrząsał siano. Liczyłem na to, że nas z porucznikiem nie zechcą fatygować i nie będą podejmować poduszek powozu, lecz dręczył mię pakunek, który wyczuwałem pod nogami. Co będzie, gdy zielony podejmie siano, przykrywające pakunek? Albo co będzie, gdy porucznik zechce zejść na chwilę na przykomorek, przywitać się i po-
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.