cóż ty mnie chcesz obładować, jak osła. Dwa pudy bibuły, a tego metalu tyleż, czy więcej. Jak, u licha, ja to powiozę.
— Już ty się nie bój — śmiał się X. — już ja ci to urządzę, obmyśliłem już wszystko. Tylko spieszmy. Mamy kilka godzin czasu do przyjścia transportu, a wtedy muszę być w domu. Jazda, brachu!
Jak jazda, to jazda! Ruszyliśmy, konie były już przygotowane. W drodze X. zasypywał mnie pytaniami o znajomych towarzyszach, o robocie partyjnej.
— Ach, mój drogi — powtarzał raz po raz — dla mnie przyjazd każdego z was to bal prawdziwy. Siedzę tutaj jak na wyspie bezludnej, ani do kogo porządnie przemówić, ani wiem, co się tam u was dzieje. Licho bierz takie życie!
I z wielkiego rozczulenia ściskał mi ręką kolano.
— Wam tam wesoło — prawił — macie życie, ruch, a tu br... wiecznie albo kłamiesz, albo kogoś na coś naciągasz. Nie masz wyobrażenia — ciągnął dalej, zapalając się w skardze — ile ja tu o każdego z was się niepokoję. Wciąż myślę — a może tego lub owego już niema. Wy tam z ludźmi macie do czynienia, to tego nie rozumiecie. Oj! wyłby każdy z was na mojem miejscu, wył. Bibuła, nuda i wieczna komedya! Ale, pal licho — otrząsał się z melancholii — cóż tam słychać z „Robotnikiem“? Przywiozłeś mi może świeży numer?
I znowu, przeskakując z przedmiotu na
Strona:PL Józef Piłsudski-Walka rewolucyjna w zaborze rosyjskim część I.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.